Przyznam Państwu szczerze, iż zupełnie nie spodziewałem się, że mecz polskiej reprezentacji z San Marino może stać się dla mnie dobrym tematem na felieton. Jak się jednak okazuje, życie pisze różne scenariusze, a wśród nich również ten, w którym piłkarze reprezentacji kraju o liczbie mieszkańców niewiele większej niż Świdnica, strzelają nam bramkę.
I choć faktem jest, że bramka ta padła po kuriozalnym błędzie naszych obrońców, a błąd może się przecież zdarzyć każdemu, to jednak trudno nie odnieść w tym miejscu wrażenia, że stracenie gola na początku drugiej połowy zwiastowało to, jak ona będzie wyglądać w całości.
A wyglądała nędznie. I nie zmienia tego obrazu ani hat-trick Adama Buksy, ani samozadowolenie trenera w wypowiedziach pomeczowych. Graliśmy po prostu słabo, wolno, statycznie, bez pomysłu. Niech za dowód świadczy fakt, że drużyna San Marino – złożona w większości z amatorów/piłkarzy niższych lig włoskich, skutecznie nas pressowała. Choć trudno w to uwierzyć, brak Roberta Lewandowskiego na boisku spowodował, że gra naszych, zawodowych bądź co bądź piłkarzy, nie pozwalała na zdominowanie graczy półamatorskiej reprezentacji.
PAP/Leszek Szymański
Niestety, świadczy to nie o wartości, jaką Lewy wnosi do polskiej kadry, ale o tym, że owa kadra jest od niego wręcz uzależniona. Najpierw gracz Bayernu wygrał mecz z Albanią niemal w pojedynkę, wczoraj jego zejście z boiska pokazało, że bez jego obecności piłkarsko przestajemy istnieć. Po prostu.
I nie zmieni tego ani pięknoduchostwo Paulo Sousy, ani faktyczne przebłyski dobrych zagrań. Nie potrafimy prowadzić gry, nie próbujemy zagrań kombinacyjnych czy ataku pozycyjnego, i nawet nie próbujemy (nie potrafimy?) zdominować rywala tak (z całym szacunkiem) słabego jak San Marino. A skoro tak, to w jakim miejscu piłkarsko jesteśmy? Kiedy poznamy wizję, ostateczny kształt i styl gry zespołu prowadzonego przez Portugalczyka? Na te pytania wciąż nie znamy odpowiedzi, a co więcej, nie widać ich nawet na końcu horyzontu.
Od wczoraj złośliwi mówią, że wynik środowego meczu z Anglią będzie wyglądał podobnie jak ten wczorajszy, z tą różnicą, że tym razem to my zdobędziemy jedna bramkę. Cóż – jeśli organizacja naszej gry będzie wyglądać podobnie jak w niedzielę, to ten scenariusz wcale nie jest wcale zbyt daleki od rzeczywistości.